Life Coaching

Stare, dawno i nieprawda

building-1080593_640

Ogarnął mnie wczoraj przemożny smutko-gniew. Oba te uczucia były tak wymieszane, że uwolnienie się chociaż z jednego było trudne. Chyba nadal mi się nie udało. Tak jak nie udało mi się skomunikować z Takim Jednym, bieżącym aktorem w teatrze mojego życia. To zresztą było przyczyną zapalną całego mojego stanu. Porażkę nie skomunikowania się doświadczałam bardzo intensywnie, nadmiernie w stosunku do całej sytuacji, relacji i obecnej w nich komunikacji. Wzięłam to pod świadomości lupę.

Długo starałam się, a mimo starań nie odniosłam sukcesu. Wywijałam językowe piruety, usiłując dopasować słowa tak, by wreszcie spotkać się z moim rozmówcą na poziomie porozumienia, wzajemnego poszanowania, zaufania, życzliwości. Każde słowo i gest ważyłam precyzyjną miarką: mówić tak, by nie powiedzieć za dużo lub za mało,; mówić tak, by moje ciało było spójne z moimi słowami; słuchać uważnie, a słuchając brać człowieka takim, jaki jest. Do tego jeszcze mówić tak, by odbiór był taki, jak intencja przekazu i pilnować emocji własnych, by nie zakłóciły komunikacji. Wszystkie założenia komunikacyjne nie były łatwe do zrealizowania, interpretowanie tego, co mój rozmówca mówi po wierzchu wywoływało dysonans w środku, a próba rozumienia go od środka, wywoływała martix na zewnątrz. Nie kleiło się, a ja wiercąc dziury w sobie, próbowałam nadal skleić komunikację. Wspierała mnie w tym moja osobowo-zawodowa predylekcja do szukania rozwiązania (a więc i występującego przed nim problemu) w sobie.

Staranie się jest stare. Staranie się to stare zachowanie powtarzane w nowych sytuacjach. Gdy ktoś opowiada mi historie starania się, zazwyczaj obciążającego, męczącego, bezskutecznego, wiem, że postępuje po staremu, mimo, że warunki się zmieniły, a jego strategia już nie działa. Staranie się to stare, dawne i nieprawda. Chyba, że staram się i podtrzymuję tę nieprawdę-iluzję, wówczas staranie się staje się rzekomą prawdą.

Staramy się z niby oczywistych, jednak często prawdziwie nieuświadomionych powodów. Staramy się, bo chcemy być akceptowani; chcemy zostać uznani i docenieni; chcemy by rosło poczucie naszej wartości, by wzmacniał się nasz wewnętrzny wizerunek nas samych; staramy się z potrzeby miłości. Chcemy myśleć i czuć się dobrymi, kochanymi, lubianymi, akceptowanymi, a nasze staranie dla innych osób jest po to, by tych uczuć doświadczyć.

Pra-staranie się sięga relacji z naszymi rodzicami. Staraliśmy się, czasem nadal się staramy (w relacjach z nimi lub z innymi „reprezentantami rodziców”), pozyskać ich przychylność, aprobatę, uznanie, szacunek i docenienie własnej osoby. To oni nas oceniali, nagradzali, karali, przytulali, głaskali, albo krytykowali. Komunikacja z nimi stanowiła warunek sin qua non naszego przeżycia, trzeba było się starać. Każdy z nas się bardziej lub mniej świadomie starał dla rodziców, bo to oni dbali o nasze życie i nasz rozwój.

Mam prawie 30 lat i nadal staram się skomunikować, zrozumieć, wczuć się, okazać empatię, przyjąć perspektywę drugiej osoby, nie być wąskowzroczna, dopytywać o potrzeby, chęci, siły preferencje, obserwować holistycznie człowieka. Przygniotła mnie wreszcie ta praktyka. Staranie się dla innych zaczęło odbywać się kosztem siebie. Świadoma, że każdy ma swoje życie, potrzeby, humory, problemy, starłam się je znosić, tłumaczyć, poczuć, aż wreszcie budzę się z ręką w nocniku, gdy pomyślę o własnym życiu. Świadomość i skupienie na życiu innych odebrała mi uważność na życie własne. A może był mi ten wstrząs potrzebny? Ludzie jako moje lustra pokazywali w jakiej kondycji jest moje osobiste życie.

Dorastam i wchodzę w okres Sturm und Drang. Złoszczę się i buntuję, a swego buntu nie umiem nadal wyrazić. Trzyma mnie z jednej strony nieumiejętność wyrażenia gniewu, której bliżej do parodii niż poważnej głębokiej złości. Z drugiej strony jestem obwiązana lękiem przed wyrażeniem jej i idącymi za tym konsekwencjami. Tutaj nadal działa na mnie rodzicielski postrach i autorytet.

Mój wielki smutko-gniew, który przeżyłam w teraz i tu z Tym Takim Jednym, od którego zaczęłam ten tekst, był uświadomieniem sobie starego nieuświadomionego uczucia powstałego w wyniku podejmowania bezskutecznych prób komunikacji z ojcem (uczucia tego na tamten czas moja świadomość nie umiała i nie chciała w celach wyciągnąć na wierzch po to by przetrwać). Moja emocjonalna pamięć nadal pamięta, że starałam się, usiłowałam, zmieniałam się, dostosowywałam się, wczuwałam, znosiłam i tak dalej. Gdy to skleiłam i sama z SOBĄ się skomunikowałam, w relacjach teraz i tu zmalały niezdrowe i ambicjonalne aspiracje komunikacyjne oraz samosądy, które na sobie regularnie wykonywałam, gdy odnosiłam porażkę.

Staranie, mimo idealistycznych, krzepiących założeń, przynosi skutki odwrotne do zamierzonych. Wzbudza falę frustracji. Staranie się podtrzymuje przekonanie o swojej niekompletności i niewystarczalności, pielęgnuje przekonanie, że nie jest się OK. Albo raczej pokazuje, że taki samosąd jest w nas aktywny na poziomie czucia.

Staranie się to w końcu wyrażanie przekonania, że na miłość trzeba zasłużyć.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s