Zjawił się u mnie Dawid z niepokojem w ciele, który odczuwał całym sobą. Niepokój męczył go i przytłaczał, porównał go do worka na plecach z kamieniami. Chciał się go pozbyć. Pozbycie się niepokoju było dla mojego coachee równoznaczne z zyskaniem spokoju i stabilności wewnętrznej, a te utożsamiał z poczuciem, że wszystko toczy się w dobrym kierunku, że to, co się dzieje ma sens. Dawid nie chciał być chwiejny i wewnętrznie rozdygotany. Dopóki coachee miał w sobie ten niepokój, czuł się słaby, nie mógł zaczerpnąć powietrza, bo ciężar niepokoju był zbyt duży, by funkcjonować.
Mój klient szukał lekkości i swobody, chciał żyć bez ograniczenia, tego bliżej niezidentyfikowanego czegoś, co krępowało jego ruchy, przytłaczało go i pozbawiało sił.
Identyfikacja niepokoju Dawida nie była rzeczą prostą. Dla coachee jego niepokój był rozlany, niesprecyzowany, nieskonkretyzowany, dotyczył nie jednej sfery życia a całej egzystencji.
– Czuję, że życie obarczone jest lękiem. Mam strach przed rozwinięciem skrzydeł. To chyba lęk przed śmiercią – powiedział.
Z chwili na chwilę, Dawid coraz bardziej się konkretyzował, jak sam nazwał swój stan: – Żyjąc, boimy się śmierci. To ten mój niepokój.
Niepokój określony jako lęk przed śmiercią powodował strach przed życiem, pewne skrępowanie życiowe.
I to strach przed życiem czuję, że był doprecyzowaną istotą naszego spotkania: – Tak boisz się śmierci, że boisz się żyć – powiedział coachee.
Dawid zdecydował się wypracować dla siebie w ramach naszego spotkania poczucie, że nie ma się czego bać, że nie ma powodów do niepokoju: – Po dołku przychodzi wybicie, po burzy słońce – skomentował.
– Po czym poznasz, że się nie boisz? – zapytałam, ciekawa jego odpowiedzi.
– Przestanę o tym myśleć – odpowiedział. – Wtedy zajmę się życiem, realizowaniem swoich planów i marzeń. Gdy niepokój ze mnie zejdzie, zajmę się realizacją swoich marzeń. Póki co czekam na moment, by poczuć, że nie ma powodu do niepokoju.
– Kiedy ten moment nastąpi? – zapytałam, a coachee dostrzegł, że brakuje mu cierpliwości, że chciałby, by ten moment już przyszedł, by nie musiał czekać.
– Co stoi na przeszkodzie, by ten moment już przyszedł, byś już poczuł się dobrze? – zapytałam.
Coachee parsknął sam nad sobą: – W zasadzie nic.
Chyba miał moment eureki.
Prowokatywnie sprowokowałam Dawida, pozwoliłam sobie na wyrażenie tego spostrzeżenia, ponieważ dobrze go znałam: – Jesteś mistrzem teorii, empiria leży brzuchem.
Stała się rzecz niesamowita. Mojemu coachee zmieniła się energia, jego ciało jakoś się rozpromieniło i ożywiło: – Dużo większa radość jest z praktyki- i podał kilka przykładów, a gdy mówił o czytaniu o seksie, które przeciwstawiał praktyce – jego uprawianiu- był chyba najbardziej rozpromieniony ;-).
– Jestem malkontentem jeśli chodzi o praktykę, a gdy już spróbuję, to mi smakuje- powiedział.
Malkontenctwo mojego coachee wiązało się ze strachem przed próbą, z lękiem, że coś pójdzie nie tak, że będzie rozczarowany. To jego lęki i oceniające przekonania go ograniczały: – Hamuje mnie strach przed nowym, głupi, nieracjonalny strach, że a nóż coś mi się stanie – powiedział.
– Co chcesz z tym lękiem zrobić? – zapytałam, na co odpowiedź mojego klienta „wywaliła mnie” w zupełnie inny świat, dobre trzydzieści lat wcześniej, do przyczyn tego strachu: – To lęk z dzieciństwa – powiedział. Zwróciłam mu uwagę, że zamiast skupiać się na rozwiązaniu, on szuka przyczyny, wraca do przeszłości i zamiast patrzeć w przód, karmi się starymi ograniczeniami.
– Czuję, że moje stare ograniczenia nie są definitywnie załatwione- powiedział.
– To może pora je uśmiercić? Może na tym polega definitywność załatwienia, co Ty na to? – sprowokowałam.
– W dzieciństwie świat był mi przedstawiony jako możliwie niebezpieczny, stąd mój lęk względem nowego. Do tego widziałem siebie jako nie tak sprawnego, jak moi rówieśnicy. To wtedy przestałem pozwalać sobie w ogóle na podejmowanie próby. Tę cechę utrwaliłem w sobie – wyznał mój coachee.
– Ale to było dzieciństwo, zauważ, znowu „wywala Cię” do starej perspektywy czasowej – zareagowałam.
– Tak, i właśnie uświadamiam sobie, że wiele zmieniło się od tamtego czasu. Zauważam u siebie komponent dorosłego, który sobie poradził – odpowiedział.
– Z czym wobec tego chcesz wyjść z tej sesji?- ponownie zapytałam.
– Chciałbym uchwycić ten moment, w którym budzi się we mnie lęk i włącza mi się tryb oceny. Wiem, że to będzie trudne – mój coachee znowu potraktował mnie swoim przekonaniem i oceną, która w moim odczuciu jemu samemu nie służyła.
– Może tym razem warto wykonać krok w przód a nie cofać się do przyczyn, co Ty na to? – zapytałam – Mnie osobiście kusi, by wypracować z Tobą strategię rozpoznawania tego lękowo-oceniającego momentu, tak by mu na czas przeciwdziałać.
– Dałoby mi to kontrolę, przestałbym jechać na swoim autopilocie – usłyszałam od niego – Muszę dać sobie przyzwolenie; muszę powiedzieć sobie, że to, co nowe nie musi być od razu pejoratywne; założyć z góry, że warto spróbować. Tyle, że zdobycie świadomości tego momentu jest trudne – ponownie osądził. – W życiu dzieje się tak dużo, że trudno te momenty wyłapać.
W głosie mojego coachee na nowo usłyszałam niepewność i lęk, poczułam w nim obawę, czy oby mu się uda. Powiedziałam mu o tym, wskazałam mu kolejne jego przekonanie, które może go ograniczać: – Skąd wiesz, czy to trudne? Czy już to sprawdziłeś?
– No nie – usłyszałam od Dawida.
Lęk, czy się uda. Między nami przebrzmiewał lęk, czy się uda. Dla mnie było za nim głębokie pytanie, czy sama ze sobą mam poczucie, że się swoim rodzicom, a ostatecznie sobie udałam.
Zostawiłam coachee z tą osobistą refleksją, chyba w nim także to pytanie rezonowało: Udałeś się swoim rodzicom/ sobie?
Mój coachee zadeklarował, że będzie starał się wyjść z sytuacji oceniających, a zamiast dociekać na temat przeszłości i przyczyn postara się raczej dać krok w przód, ku rozwiązaniu. Te praktyki mają zwiększyć jego poziom akceptacji dla tego, co mu się przytrafia, ostatecznie także mają budować akceptację dla siebie samego. Odkrył, że negatywna ocena zamyka drogę rozwoju. Lepsze jest pójście w praktykę, bycie trzeźwym i przytomnym tu i teraz niż tkwienie w historii swojej przeszłości. Wybieram tryb teraz i tu, rezygnuję z trybu przeszłościowego.
Na tę okazję wróciłam do piosenki Hurts, Somebody to die for: