Life Coaching

NIEMOŻNOŚĆ UNIKNIĘCIA NIEUNIKNIONEGO

Fragmenty moich zamaszystych, greckich notatek.

Wykoncypowałam, co następuje:

Po to oceniam (innych, siebie, sytuację), by nie skupić się na (u)czuciu. I tak na przykład mówiąc, że ktoś jest, dajmy na to, głupi/zły, lub coś jest, powiedzmy, głupie/złe koncentruję się na przedmiocie a nie na podmiocie, który doświadcza stanu (tj. nie koncentruję się na sobie samej, a na tym, co ten ktoś czy to coś mi emocjonalnie robi- inaczej mówiąc moje emocje to nie coś, czym ja sama zarządzam, a coś, co ktoś we mnie wzbudza). Skupiam się na kimś/czymś, wchodząc z jednej strony w rolę ofiary, z drugiej zaś, w rolę bezwolnej marionetki, która doświadcza przez coś lub kogoś określonego stanu (tzw. zewnątrz sterowność). Nie biorę za siebie odpowiedzialności. Nie kontaktuję się ze swoim uczuciem schowanym pod oceną, którą wyrażam opisując rzeczywistość (kogoś/coś): złością, żalem i rozczarowaniem, smutkiem, że ktoś/coś nie jest taki/takie, jak bym chciała.

Ostatnio pewna kobieta nazwała swojego zmierzającego-do-bycia-byłym męża. Nazywała go idiotą. Uśmiechnęłam się do niej z troską – Wiesz, że ostatecznie uważasz samą siebie za idiotkę? Idiotka wzięła sobie na męża idiotę. Taka puenta tej historii.- zachichotałyśmy wspólnie. Przyznała mi rację, mówiąc, że dzień wcześniej nazwała siebie tymi słowami podczas rozmowy ze swoją przyjaciółką. Oceniła swoją miłość jako coś głupiego. Nie potrafiła sobie wybaczyć, że ją czuła i że doprowadziła ją ona teraz do trudnego miejsca, tj. do własnej- w jej odczuciu- porażki. Jej porażką była utracona miłość, miłość, której nie dało się zatrzymać, co ostatecznie powodowało jej bezradność i smutek obarczone dużym poczuciem samodewaluacji – to były uczucia, które omijała skupiając się na nazywaniu męża.

Ale też jest odwrotna zależność. Niekiedy właśnie po to nie oceniam sytuacji/kogoś (=nie chcę ocenić, staram się nie ocenić), by nie skupić się na uczuciu, które ta sytuacja/osoba we mnie wywołuje. Bo gdy nazwę kogoś/coś stosownym epitetem i przestanę skupiać się na lęku wyrażenia się/nazwania kogoś/czegoś, albo na usprawiedliwianiu, uniewinnianiu, tłumaczeniu i skupianiu się na okolicznościach, które spowodowały, że coś/ktoś jest jaki jest, co go warunkuje, to wtedy nazwę rzeczywistość- taką, jaką jest teraz i tu- nie znaczy, że trwałą i niezmienną, ale nawet jeśli chwilową i ulotną, nie znaczy też, że nieprawdziwą.

Jeśli nazwanie (=ocenianie) rzeczywistości stoi w rażącym kontraście do tego, co myślałam; co wydawało mi się; co chciałam; jakie miałam wyobrażenie bądź ideał (a zazwyczaj tak jest, bo nasze nazwanie kogoś/czegoś jest tylko jedną z wielu prawd na temat kogoś/czegoś)- to nazywając, poczuję to samo rozczarowanie pełne smutku, gorzkiego zawodu i frustracji.

Zarówno nazywanie jak nienazywanie nie umożliwia ucieczki przed tym, co motywuje akt nazywania/nienazywania, tj. przed uczuciem.

Czy oceniam, czy nie oceniam i tak pracuje we mnie funkcja czucia, która mną zarządza (prymat serca nad umysłem)

Ostatecznie-niezależnie od tego, czy się wyrażam czy się nie wyrażam wcale, jak również  niezależnie od tego, czy jestem krytykiem, tchórzem czy usprawiedliwiaczem– nie ochronię się przed (u)czuciem.

Tak zwana niemożliwość uniknięcia nieuniknionego.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s