Największym katem jesteśmy dla siebie samych
Moja bardzo wielka wina, tzw. wyznanie ofiary
– Co chcesz?
– Pieniędzy za swoją pracę.
– Jak jest teraz?
– Trudno mi o nich mówić. Mam obawę, że może za dużo chcę, że może naciągam.
– Jakie masz możliwości?
– Mogę zacząć egzekwować pieniądze. Mogę być pewniejsza siebie. Mogę się nie bać. Mogę zacząć myśleć o swoim portfelu, nie cudzym. Mogę być stanowcza. No albo mogę zostać niepewna i wahająca się.
– Na co się decydujesz?
– Chcę być pewna, stanowcza, nie bać się.
– Jak jest teraz?
– Teraz się boję, jak mnie odbiorą inni, więc nie jestem ani pewna ani stanowcza. Nie chcę się bać. Teraz boję się, że ktoś mnie, powiedzmy, zaatakuje i sobie nie poradzę – wyrzutami, pretensjami, żalami, swoim frustracjami. Boję się, że ktoś będzie silniejszy, że ktoś zwali na mnie swoją odpowiedzialność, winę. Boję się, że nie dam rady się przed takim wylewem emocji obronić.
– Jakie masz opcje?
– Przestać się bać, odepchnąć cudzą winę od siebie, nie brać na siebie czyjejś odpowiedzialności i się bronić przed tzw. zwalaniem. Na to się decyduję. Ale teraz jestem nadal słaba. Nie mam siły się bronić i odepchnąć czyjegoś ataku. Ciągle czuję się atakowana przez oczekiwania, żale, pretensje, wyrzuty i odbiera mi to siły.
– To na co się decydujesz?
– Mogę dać się zalać temu atakowi, albo mogę walczyć.
– Co wybierasz?
– Dam się temu atakowi zalać. Wezmę te winy, które się na mnie zwala. Nie mam siły się przed tym obronić. Nie obronię się przed atakiem, przestanę go próbować wypierać. Przyznam się do winy. Przyznaję się. Jestem winna. Wszystko moja wina. Moja wina, moja wielka pieprzona wina. Moja. Tylko i wyłącznie moja. No ładnie sobie popuszczam…
– Wiesz, co? To moja wina, że nie jestem ani taka, jaką bym chciała być ja sama, ani taką, jaką chcieliby inni, abym była. Nie zarabiam ile chce, nie zachowuję się jak chce. Kiedyś, pół na jawie, pół we śnie przyśniło mi się ‘nienawidzę się’. Zapytałam siebie, dlaczego.
– Dlaczego?
– Bo nie jestem i nie robię tego, co chcę. Nie robiąc tego, co chcę, to tak jakbym nie kochała i nie szanowała się, czyli nienawidziła się. Logiczne, nie? Czuję smutek i złość. Mówiąc szczerze, chciałam być kimś innym. Co za wielkie rozczarowanie samą sobą! Nie udało mi się. Brzmi jak porażka. Klęska. Do czego ja właśnie przyznaję się! Nie jestem tym, kim bym chciała. Nie chcę siebie takiej, jaką jestem. Nie chcę. Nie zgadzam się. Nie. Pozwól, że sobie jeszcze z raz to powtórzę, bo dopiero jak mówię, to zaczyna docierać do mnie: ja siebie nie chcę. Nie zgadzam się na siebie. Nie. Nie. Nie. Nie znoszę siebie. Nie cierpię siebie. Nienawidzę. Nie toleruję. Nie akceptuję. Nie chcę się kurwa i nie.
– To co chcesz?
– Chcę kogoś innego. Nie chcę siebie takiej, jaką teraz jestem.
– Jak jest teraz?
– Jestem tym, kim nie chcę być.
– Jakie masz opcje?
– Chcę się zmienić
– Chcę być kimś innym.
– Kim chcesz być?
– Muszę pomyśleć. Na razie przygniótł mnie brak akceptacji.
[…]