Geny władzy. Tytuł tego posta zaczerpnęłam z książki Maggie Craddock o tym samym tytule. Wreszcie przypadkiem, a pewnie i nie przypadkiem, trafiła w moje ręce. Z rok, dwa lata temu widziałam jej recenzję w magazynie Coaching. Bardzo mnie wtedy zaintrygowała, ale nie kupiłam jej natychmiast, bo akurat miałam wyrzut z powodu wydawania pieniędzy na lektury, których nawet nie nadążałam czytać. Potem zapomniałam o istnieniu tej ksiażki. Dwa tygodnie temu w banku, w którym pracuję był mały remont. Malowano ściany, kładziono nową wykładzinę. Odświeżanie bankowych murów wiązało się z dużym bałaganem, przestawianiem mebli. Gdy pewnego razu przyszłam na zajęcia, zobaczyłam pokaźną biblioteczkę z tą książką na wierzchu. Podeszłam do niej. Głośno skomentowałam Pani Basi (moja zawodowa matka, podobno każdy w swojej pracy ma taką matkę, która go wspiera i się o niego troszczy, Basia profesjonalnie robie to już od dobrych pięciu lat), że bardzo chciałam tę książkę przeczytać. Biblioteczka była własnością dyrektora banku. Zastanowiłam się, czy ją czytał, bo wyglądała na nietkniętą. Z drugiej strony nie wszyscy muszą tak molestować książki ołówkiem, długopisem, piórem, markerem, kredką, zaginać, przeginać i naginać ich strony. Tak czy inaczej- świadomość, że dyrektor ma biblioteczkę kreowała jego wyśmienity wizerunek. Poleciałabym na to!
Basia podeszła do mnie po cichu i powiedziała – bierz ją, pożyczam Ci. Uśmiechnęłam się. To nie pierwszy raz, gdy naszło mnie uczucie, że mimo wszystko to nie dyrektorzy a ona jest królową tej instytucji, że to ona trzyma to wszystko w ryzach. Uścisnęłam ją, podziękowałam. A potem pomyślałam, że może wreszcie z dyrektorskiego źródła dowiem się jak to jest z tą władzą.
Książka jest turbo, a tym słowem wyrażam zachwyt. Każdego myślącego lub zmagającego się ze swoją karierą namawiam, by do niej sięgnął. Pozycja jest też wartościowa dla szefów, którzy chcą bardziej świadomie zarządzać ludźmi. Jak dla mnie dotyczy ona tak życia prywatnego jak zawodowego, bo jesteśmy całością. Średnio wierzę w rozdzielanie tych sfer życia, bo to jak siekanie swojej osobowości i wzmaganie ilości sprzeczności w samym sobie. Myślę jednak, ze dla wielu to hasło kariery jest bardziej chwytliwe jak temat własnego życia (bo to utożsamiane jest wyłącznie z karierą), dlatego zostańmy w biznesie. A że biznes zaczyna się od rodziny? Po przeczytaniu tego posta się o tym przekonacie.
Autorka książki stwierdza, że mamy w sobie tzw. geny władzy, inaczej nazwane reakcjami emocjonalnymi na bodziec autorytetu i władzy. W skrócie – reagujemy na władzę tak, jak reagowaliśmy na naszych pierwszych władców – rodziców, dziadków, potem na nauczycieli profesorów, dziś na szefów (de facto każdy persona po rodzicach i relacja władzy z nią jest już tylko powtórką z historii z relacji z którymś z rodziców).
Istotność tego spostrzeżenia jest niebagatelna, bo ostatecznie rozchodzi się nam o władzę nad sobą, samostanowienie, o władzę nad własnym życiem. Jeśli w dzieciństwie rodzice zrobili nam swoje autorytetowe kuku, a my nie mamy jako dorośli świadomości, że to kuku na nas zadziałało i nadal ma swoją moc (bo je w sobie nieświadomie nosimy), to się w tym życiu zawodowym zmagamy, trudzimy i walczymy.
Władza, według autorki (bardzo podoba mi się jej definicja), to zdolność do samodzielnego wytyczania swojej drogi; władza to stosunek do samego siebie; to Twoje wartości i zamiary – zarówno te Twoje, jak i te które ktoś Ci proponuje, wpaja lub forsuje; władza to zdolność radzenia sobie z konfliktami w sposób, który wzmaga integralność naszej osobowości.
Nieuświadomiony konflikt emocjonalny o podłożu autorytetu powoduje późniejsze konflikty ze wszystkim/ z każdym, co/ kto dla Ciebie jest tą władzą. Ty walczysz z władzą – z policją, z prawnikami, w sądzie, walczysz w szkole, w szpitalu, walczysz wszędzie i z każdym. Każdy coś Ci zawinił i coś Ci zrobił. Nawet nie wiesz, że Ty tą praktyką walczysz wpierw ze swoimi rodzicami, potem ostatecznie z samym sobą.
Według Craddock są cztery style władzy, recesywne i dominujące, występujące razem i osobno. Wytyczają je dwie skale: pierwsza to relacje oparte na zaufaniu, których przeciwną jest strach (oś pionowa). Style władzy oparte są również na skali od oficjalności do nieformalności. Innymi słowy, Ty budujesz z ludźmi a oni z Tobą relację. Albo budujecie ją na zaufaniu, a gdy go brakuje w Waszej relacji dominuje strach. To samo dotyczy skali formalne-nieformalne. Albo jest Wam w relacji ciepło miło i przyjemnie, albo jest chłodno, chłodnawo, zimno, mroźnie oraz sztywno.
Mamy swoje emocjonalne odruchy na władzę. We władzy chodzi zawsze o dawanie i branie a prabranie i pradawanie to dawanie i branie (miłości, jej wyrazów) między Tobą a Twoimi rodzicami. W materii przekładają się one na różnorodne gesty – głaskanie, przytulenie, uściśnięcie, całus, buziak, noski-Eskimoski (pamiętasz, Anusz?), na wspólne rytuały typu jedzenie, wspólna zabawa, wypoczynek. To z rodzicami budujesz swój pierwszy biznes, zawierasz pierwsze transakcje (pięknie można to odnieść do analizy transakcyjnej, która mówi, że każda relacja jest transakcją). Transakcja. Dopiero to widzę! Przecież to tak zawarcie umowy, jak i między-akacja. Makes sense! W materii wyrazami miłości są także prezenty, a w życiu zawodowym miłość wyrażają pewne subtelności, które na tę chwilę pominę.
Poniżej krótko opisuje style wyróżnione przez autorkę.
Możemy wcielić się w rolę zadowalacza (w Analizie Tranzakcyjnej osobowość Please Me– spraw mi dobrze, umilacz). Jako zadowalacze zabiegamy o głaski od władzy, czyli słowa aprobaty, uznania i docenienia. Tak robiliśmy z mamusią i tatusiem, a potem odtwarzamy taśmę jako trzydzieści lub czterdzieści-ileś latkowie. I złość, i frustracja i smutek, że ten szef nie widzi mojego zaangażowania, wysiłku, pracy, że dobrym słowem nie sypnie. Zadowalacz dużo robi, by się przypodobać, bo jako bobas czuł, że się rodzicom nie podoba. Gdy nie dostaje reakcji na swoje starania, wpada w frustrację, tę dziecięcą. Ukształtowany dorosły nie kształtowałby swojej wartości podług tego, co inni mówią lub nie mówią.
Kolejny styl władzy reprezentuje osobowość typu czaruś. Czaruś ma trudność, by zaufać innym. Jego driverem jest strach. Czaruś urzeka, onieśmiela, wytwarza wokół siebie napięcie emocjonalne. Czarusia działania postrzegane są jako uwodzenie lub manipulacja, przy czym te umiejętności widać głównie w relacjach indywidualnych a nie grupowych. Czaruś działa nieoficjalnie. Czarusiami często stają się dzieci, których rodzic nieświadomie oczekiwał matkowania.
Trzeci styl władzy reprezentuje osobowość rozkazodawcy. Rozkazodawca to wojsko, dyscyplina. Rozkazodawcy są stanowczy, ale mają jeden problem – kieruje nimi lęk przed utratą kontroli. Rozkazodawca ocienia, pozycjonuje, działa w formie oficjalnej. Emocjonalnymi korzeniami tego stylu pochodzą z hierarchicznych systemów rodzinnych, gdzie władza powiązana jest z miejscem zajmowanym w kolejności dziobania.
Ostatni styl władzy to inspirator. Inspirator to gwiazdorski styl sprawowania władzy. Inspirator potrafi wykorzystać pragnienie, jakie wszyscy w sobie nosimy, nadania głębszego sensu naszemu życiu poprzez przyłączenie się do wsparcia wielkiej wizji, idei. Ryzykiem inspiratora jest nierealistyczna ocena faktycznych zagrożeń podczas kreowania swoich wizji. Inspirator to osoba, która ma się ze wszystkimi, dobrze funkcjonuje w otoczeniu ludzi ze wszystkich szczebli społecznych. Ma wrodzoną charyzmę, promienieje, operuje na oficjalnym polu. Inspiratorzy powstają w środowiskach domowych, gdzie ceniona jest spontaniczność a nie struktura, gdzie kreatywność dominuje nad normą.
Zadanie dla Ciebie.
Proszę Cię, byś po przeczytaniu tego tekstu zastanowił się nad tym, kto w Twoim życiu był władzą, autorytetem oraz za pomocą jakich środków (pochwał, krytyki, zastraszania, złości i tak dalej..) ją wyrażał? Jak się wówczas czułeś? Kwitłeś, czy się kurczyłeś – psychicznie, intelektualnie oraz fizycznie?
Na tę okoliczność wspomniałam swoje wspomnienia z władzą. Jako pierwszego wspomniałam mojego dziadka, Jana, potem mojego ojca. Obaj w pewnym sensie władzę piastowali z tytułu lęku, który we mnie wzbudzali. Co do kobiet- nie mogę powiedzieć, że kobiety w mojej rodzinie nie miały władzy, choć długo tak mi się wydawało. Miały, ale inną i sprawowały ją w sposób bardziej subtelny i mniej oczywisty, czy wręcz nieoczywisty. Moją babcię, Lidię, długo uważałam za konspiratorkę. Jest wreszcie mama, szefowa nad szefowe, choć wygląda i zachowuje się jak puch marny i niewiniątko. Po przeanalizowaniu tych wspomnień widzę parę rzeczy – między innymi to, że w moim dzieciństwie dominowała władza przez zastraszanie; że władza sprawowała swoją władzę od tak z racji pozycji w hierarchii, tytułu, roli pełnionej a nie dlatego, że ktoś swoją postawą (względem mnie) zbudował swój autorytet; widzę także to, że u kobiet nie było odwagi, by otwarcie i swobodnie sprawować władzę.
Sedno?
Matka – jak zawsze jest sednem. Wracamy do punktu wyjścia. Można się uśmiechnąć, nawet pośmiać. Wie o tym nawet Batman i Superman (Batman contra Superman świat sprawiedliwości). Widać to w scenie, gdy jeden zwalcza drugiego i dopiero, gdy pada imię matki Supermana (Marta) a jest ono takie same, jak imię matki Batmana – chłopaki zluzowują, przestają walczyć. Rozczulają się nad matką, nad sobą, podejmują współpracę. Dla mnie kluczowy moment filmu. Dla niego i tego wybuchu śmiechu warto było wysiedzieć z Tobą te 2 godziny 47 minut, Michu!
Z jednej strony i w pewnym stopniu – viva matriarchat – wyrazy miłości dla kobiet i ich kobieckiej (dzięki, Alex 😉 ) władzy, z drugiej, wyczytałam, że tam gdzie zaczyna się władza, tam kończy się miłość – słowa tak do pań jak do panów.
Errata:
Kobieta boi się mężczyzny, mężczyzna kobiety
Ciało boi się umysłu, umysł ciała
Materia boi się ducha, duch materii
Fizyczność – psychiczności, psyche – fizyczności
Seks boi się miłości, miłość seksu
W dualności, by nie w jedności
W życiu boisz się śmierci, w śmierci życia
Ostatecznie sam przed sobą jesteś tchórzem