– Co się zmieniło od naszej ostatniej sesji?
– Jestem zdestabilizowana, na rozdrożu, ale bardziej skontaktowana ze sobą. Nie oszukuję się, odważyłam się na krok, postawiłam może nie na ostrzu noża, ale wypowiedziałam się.
– To co jest teraz?
– Lęk, że sobie nie poradzę, z drugiej strony pokonałam go, powiedziałam, co myślę.
– To czego dzisiaj chciałabyś dla siebie?
– Dążę do porozumienia ze sobą, ale jeszcze tam nie dotarłam.
– Jaki jest zatem Twój cel?
– Chcę spokoju. Jestem zbyt zdenerwowana, podenerwowana, niestabilna, bezsilna, zdezorientowana.
– Jaki jest Twój spokój?
-Jest prosty, ale silny. To taka potrzeba oparcia w samym sobie.
– Po co Ci ten spokój?
– Kiedy jesteśmy spokojni, możemy działać, jesteśmy wydajni, bardziej szczęśliwi.
– Kiedy Ty jesteś spokojna, to możesz działa, jesteś wydajna i szczęśliwsza – staram się zawsze zwracać na to uwagę moim coachee, mówienie z liczbie mnogiej to z jednej strony wyrażanie przekonań, brzmi jak wyrażanie prawd ogólnych, ostatecznie- i przede wszystkim- nie identyfikuje to osoby z tym, co ona mówi, nie identyfikuje słów mówiącego z samym sobą.
– Z jakiego powodu jest to dla Ciebie takie ważne?
– Chciałabym się uwolnić od czegoś. Nie wiem, czy ma to nastąpić tylko pozornie, tzn. we mnie w moich uczuciach, czy ma to nastąpić fizycznie. Czuję, że utknęłam w czymś i nie potrafię z tego wyjść. Utknęłam w sekwencji zdarzeń, których nie mogę odwołać.
– To co chcesz osiągnąć?
-Stabilizację w sobie, bo ta z zewnątrz raczej destabilizuje, na zewnątrz stabilizacji nie ma.
– Z jakiego powodu to dla Ciebie ważne?
– Bo da poczucie bezpieczeństwa i pozwoli wypocząć. Czuję się zrezygnowana i zmęczona. Moja niepewność powoduje zmęczenie, brak spokoju, niestabilność. Jest w tym pewnym absurd: jestem niespokojna, bo jestem niepewna, a jestem niepewna bo się boję – boję się, że nie podejmę żadnej decyzji i równocześnie boję się podjąć jakąkolwiek. Jestem zdezorientowana i sparaliżowana. Chcę przestać się bać, by poczuć się stabilnie.
– No to wyciągamy strachy z pod pachy – zażartowałam tekstem swojego instruktora jogi. W ciele za przechowywanie lęków odpowiedzialna jest klatka piersiowa, barki, szyja.
– Coś z tym trzeba zrobić, tak dłużej nie może być. Jeśli nadal będę siedziała i bała się, to szybko ponownie wrócę do miejsca, gdzie już byłam, będzie to samo.
– Co czujesz?
– Zamknięcie, bycie zależną, osaczenie- moja coachee przełożyła te uczucia na sferę swojego życia, powątpiewając, czy to z tej sfery powinna się uwolnić, czy z tym stanem powinna uporać się sama w sobie na poziomie emocji. – Chciałabym wyjść poza własne ograniczenia, iść do szczęścia, cokolwiek to znaczy.
– Co to dla Ciebie znaczy?
– Nie wiem.
– Poza jakie ograniczenie chciałabyś wyjść?
– Poza swój lęk. Mój lęk mnie paraliżuje, jest szary, twardy, sztywny. Z jednej strony trzyma mnie, nie mogę go pokonać, z drugiej, pozytywnej strony, jego twardość stanowi dla mnie oparcie. Wygodnie mi tu gdzie jestem. Wygodnie mi, że się boję. To, że mówię, że się boję to moja wymówka.
– To co zastępuje mówienie wymówek? (dopisek: Mówienie prawdy? Wyrażanie siebie? Jak się z tym masz?- tak teraz, przepisując sesję sobie pomyślałam)
– Nie wiem. Jak nie mówię, że się boję, to działam, nie skupiam się na tym, że się boję. Realizuję plan.
– Jaki plan chcesz zrealizować?
– Plan odrębności. Potrzebuję sobie uświadomić, że ja jestem oddzielona, na chwilę, na dłużej. Potrzebuję poczucia, że potrafię, że jestem niezależna. Potrzebuję być samowystarczalna.
– Z jakiego powodu to dla Ciebie takie ważne?
– Zacznę wykorzystywać swoje możliwości, będę pewna siebie, będę bardziej z siebie zadowolona.
– Gdzie będziesz jako samowystarczalna?
– Nie wiem, wydaje mi się, że wszystko jedno, bo zawsze sobie poradzę.
– Czym dla Ciebie jest samowystarczalność?
– No dobra, no to: po pierwsze to mieć dużo wiedzy, po drugie mieć szerokie spojrzenie na rzeczywistość, po trzecie to zarabianie własnych pieniędzy. – lubię to Wasze no dobra, jest w nim jakaś dziecięca łaskawość do udzielenia odpowiedzi, trochę tak jakby po obrażeniu się dało się dziecko jednak przekonać do rozmowy.
Wypisałyśmy do każdej z tych grup co dokładnie się za nią kryje, moja coachee uznała, że chce się kwestią zarabiania pieniędzy.
– Co chcesz?
– Wydaje mi się, że…
– Możesz pozwolić sobie powiedzieć sobie, że chcesz, a potem powiedzieć, co chcesz? – to był już drugi czy trzeci moment w naszej sesji, gdy moja coachee na pytanie co chcesz odpowiadała wyrażając swoje przekonania na temat tego, jaka jest rzeczywistość.
– Chcę trochę energii, chcę zalążek energii, chcę wybrnąć z paraliżu, z przytłaczających emocji, chcę rozluźnienia.
– Co jaki będzie Twój pierwszy krok?
Dostałam odpowiedzi, coachee wypracowała mini plan działania. Poprosiłam swoją coachee o feedback i powiedziała mi, że najistotniejszym momentem sesji było dla niej uświadomienie sobie – przyznanie się przed sobą – że to wymówki, że się boi. Moja coachee powiedziała mi także, że była to nasza najgorsza sesja. Uśmiechnęłam się na te słowa. W moim odczuciu była najbardziej dojrzała ze wszystkich, jakie miałyśmy, była bardzo do rzeczy i blisko istoty, blisko mojej samej coachee. Coachee czuła zniecierpliwienie, które wyraziła mówiąc, że krążymy w miejscu, co zresztą co sesję mówi: – Z tym zniecierpliwieniem czułam się poza kontrolą, zagubiłam się, nie wiedziałam, o co chodzi, chciałam wyjść. Odpowiedziałam jej, że czuję, że być może potrzebne było to krążenie, to poczucie zniecierpliwienia, by wreszcie wyszła z lęku i stanu niedziałania, że być może bez tego nie miałaby wystarczającej motywacji. Skrócić okresu krążenia i dać odpowiedzi nie mogłam wcześniej z kilku powodów- primo, czasu nie przeskoczę (por. Oda do umysłu); duo– coaching nie jest doradztwem, tylko to, co coachee poczuje sam, ten przebłysk świadomości, efekt wow lub aaa (aha) jest trwałą zmianą w świadomości przekładającą się na jeszcze trwalsze zmiany w zachowaniu, finalnie i ja mam prawo nie wiedzieć, mam obowiązek nie zakładać nic z góry, nie prowadzić nikogo swoją agendą.
Na koniec dodałam mojej coachee, że pora zmierzyć się z nie wiem. W skrypcie sesji nie zawarłam tych jej odpowiedzi, jednak była ona bardzo częsta: – Słyszę Twoje nie wiem i czuję, że to wymówka, że to spławianie. Czuję, kiedy nie wiem wynika z niewiedzy, a kiedy z niechęci, by wiedzieć, lub by się dowiedzieć. Ty, czuję, że mnie – i siebie – spławiasz. Z uśmiechem powiedziałam jej, że zarówno w swoim nieformalnym kontrakcie coachingowym jak i w umowie prawnej na świadczenie usług coachingowych mam punkt: nie wiem nie istnieje. Tym nie wiem klienci zbywają samych siebie.
– Moje nie wiem jest jak z automatu. Nie pierwszy raz mi zwracasz na to uwagę, ja jednak nadal o tym zapominam, jakbym nie miała tego na wierzchu w świadomości. Moje nie wiem to chyba ochrona – przed popełnieniem błędu, przed odpowiedzią. W szkole zawsze tak odpowiadałam, broniąc się przed pytającym atakiem.
– Na to także przyjdzie czas. Dziękuję Ci za sesję.
Kolejna piękna sesja. Głęboko poruszająca, dużo słów kluczy, z którymi osobiście się identyfikuję. Z jakąś matczyną czułością, która się we mnie po przepisaniu tego obudziła, miałabym chęć Ci powiedzieć moja Mądralinko– tak moja mama do mnie mówiła, komentując moje dokonania 😉
Nie wiem, jak Ty, ale ja czuję turbo radość :). Dzisiaj na wesoło 😉
Uściski!