Life Coaching

Unik siebie

foot-538324_640

Wychwyciłam w ubiegłym tygodniu parę uciekinierek.

Najpierw była jedna, która mówiła, że w pracy męczy ją częste podróżowanie. Zapytałam się jej, co robi w czasie podróży, by umilić sobie ten czas, by zadbać o swój poziom energii, emocje. Usłyszałam, że dzwoni po znajomych. Pomyślałam sobie, że ciągłe rozmowy mogą być męczące, że jej umysł jest ciągle stymulowany, nakręcony. Sama siebie łapię na tym, że łatwiej mi poruszać się po mieście w słuchawkach na uszach, być wtedy w swoim świecie i w filmach, które nakręca mi mój umysł. Łatwiej tak, ale czy stąpa się wtedy po ziemi?

Następna uciekinierka mówiła mi podczas sesji o poczuciu uwięzienia, zależności. Chciała się wyzwolić a to, co pierwsze przychodziło jej do głowy było chęcią wyzwolenia się (ucieczki?) ze związku. Uczucie było w niej, przede wszystkim trzeba było je wpierw załatwić ze sobą. To co moja coachee widzi w świecie rzeczywistym jest tym, co istnieje w niej.

Trzecia osoba mówiła mi, że ma trudny okres w pracy, że marzyła o tym, by szef ją zwolnił, daj jej spokój, pozwolił odejść. Szef nie postąpił według jej planu, oczekiwał zmiany, pracy nad sobą. Dziewczyna uświadomiła sobie, że choć lubi wychodzić, trzaskać drzwiami, obracać się na pięcie, tym razem nie może.

Ja też jestem uciekinierką, pewnie dlatego rozpoznaję w tych kobietach owo uciekinierstwo. Uciekłam przed swoim pierwszym chłopakiem, zanim to on uciekł ode mnie. A przynajmniej tak mi się wydawało, że ucieknie. Bałam się, że ucieknie, więc uciekłam pierwsza. Oficjalnie mówiłam i do tej pory wierzyłam, że to on wybrał podróże a nie mnie. Potem uciekłam od drugiego, wówczas także twierdziłam, że woli luksusowy zegarek niż mieszkanie ze mną. Uciekałam także dwukrotnie z pracy. Chciałam mieć poczucie kontroli, czuć, że to ja decyduję, kiedy schodzę ze sceny, więc schodziłam pierwsza, nie dbając o sprawy materialne, które przecież też miały znaczenie. Zawsze uciekałam robiąc z tego wybitny spektakl.

Co ciekawe, do chłopaków nie wróciłam, do prac z kolei w pewnym sensie wróciłam. Może jestem pół-tchórzem.

Choć te ucieczki widać w materii, są czymś rzeczywistym, są czymś fizycznym i często przybierają szatę gonienia za czymś (innym, lepszym, itd.), to w istocie są one ucieczkami przed samym sobą. Gonienie za czymś i ucieczka przed czymś wyraża w istocie lęk przed samym sobą. To lęk przed zatrzymaniem się teraz i tu. Gdy gonię, to gonię coś przede mną, coś przyszłego. Gdy uciekam, zwiewam od przeszłości, w rezultacie nigdy nie jestem w teraz i tu.

Jedyne, co mamy to teraz i tu. Tylko teraz i tu jest bezpieczne. Paradoksalnie, nasz umysł postrzega teraz i tu jako coś niebezpiecznego. Być ze sobą jest strasznie. Jakaś masakra. Prawda? Często sobie nawet tego nie uświadamiamy. W efekcie, działamy odwrotnie, bo myślimy/ wydaje się nam, że jest odwrotnie. Nasz umysł wywala nas w dwie obce teraźniejszości perspektywy czasowe, a my myślimy, że to tam jesteśmy cali i zdrowi. Wędrujemy do przeszłości, która przecież jest już zamknięta, dokonana, zakończona i nietykalna (nie da się jej zmienić). Wędrujemy do przyszłości, fantazjujemy na jej temat w superlatywach albo tragizując. Przyszłość to sztuczka – przeczytałam u Osho – przyszłość odsuwa nas od teraźniejszości, by uniknąć siebie. Ciągłe krążenie w jednej z tych czasoprzestrzeni oddala nas od teraz, od tu, od rzeczywistości, w końcu od samych siebie i jedynej prawdy, prawdy teraz, niezakłóconej przez przeszłe lub przyszłe naleciałości emocjonalne (lęki, żale, złości, itd.).

Wynajdujemy różne sposoby, by nie być ze sobą. Wędrówki w przeszłość lub przyszłość są jak dla mnie najbardziej typowymi strategiami obronnymi. Ale stosujemy także rozpraszacze innej maści. Jedna z coachee powiedziała mi, że od pewnego czasu otacza się ludźmi, a nawet wieczorne spotkanie z książką jest dla niej wyzwaniem, bo w książce może przeczytać coś co jej się z czymś skojarzy, co jej coś przypomni, co na nią zadziała.

Nie osądzam, a nazywam sprawy i to ze smutkiem, że tak w ogóle jest – to jest tchórzostwo i uciekinierstwo. To jest samej siebie zbywanie i spławianie.

Żyjemy w masce wyobrażeń o nas samych. Sami te wyobrażenia stworzyliśmy: jesteśmy tacy, siacy, owacy. Oczywiście mierzymy swoją miarą, wyznaczamy kanon, pewien ideał. Po prawej mamy czarne, po lewej białe, po prawej złe, po lewej dobre, a może macie odwrotnie – po lewej białe, po prawej czarne? Czy nie jest to głupie i smutne, że tworzysz piękny obraz samego siebie a potem porównujesz się do niego i myślisz, jaki to jesteś brzydki?(Osho) Tworzysz swój idealny obraz, potem się porównujesz, a porównanie zawsze Ci dowala. Jesteś sobą rozczarowany, zażenowany. Ciągle się sobą rozczarowujesz. Przywiązałeś się do pewnego obrazu siebie właściwego. Nie wiesz, kim jesteś, masz w sobie tylko swój niestabilny obraz siebie. Potem ktoś ci coś powie, inny czegoś nie powie a powinien, coś się stanie, jak za podmuchem wiatru Twój obraz okazuje się cherlawą konstrukcją, nie dającą Ci oparcia. To jest Twój niesolidny fundament. Twój obraz samego siebie (Twoja fantazja na swój temat) powoli weryfikowana jest przez twarde prawa natury i porządek tego świata. Rzeczywistość weryfikuje prawdę z kłamstwem, autentyczne z pozornym. W kontakcie z rzeczywistością powoli niszczy się Twój obraz samego siebie. Ty myślisz, że to Ty ulegasz zniszczeniu i destrukcji. Przywiązałeś się do swojego obrazu tak, że się z nim utożsamiasz, zatem nie możesz widzieć inaczej zniszczenia swojego obrazu jak zniszczenia siebie. Tracisz złudzenia. Idziesz w rozsypkę. Myślisz, że to Ty siebie tracisz, gdy w rzeczywistości siebie odzyskujesz. Złudzenia stają się gruzami, zmywasz z siebie kolejne warstwy swojego makijażu – pudru, cieni, szminki. Kiedy zmyjesz to wszystko w końcu będziesz Ty rzeczywisty, prawdziwy, autentyczny. Im mniej przylegasz do swojego obrazu, tym więcej się boisz – to normalne – doświadczasz destabilizacji swojej rzeczywistości – w istocie destabilizacji tego, co za rzeczywiste uważałeś, a złudzeniem tylko było, wydawaniem się. Miej odwagę, dąży do prawdy, odrzuć iluzję i kłamstwo, które w sobie o sobie skrywasz. Zobacz, jakim naprawdę jesteś. Ucz się akceptować siebie. Pożegnaj swój ideał, który unieszczęśliwia Cię utożsamianiem Cię ze wszystkim tym, czym w istocie nie jesteś. Przestań starać się być kimś, dążyć by się kimś stać. Przestań się stawać, a się stań. Stań. Bądź taki, jaki jesteś. Właśnie, nie ciekawi Cię kim jesteś? Już jesteś tym, kim być „powinieneś”. Jesteś sobą. Nie trzeba gdzieś iść, coś zrobić, czegoś zmienić.

Znać możesz tylko teraźniejszość. Przyszłość jest nieznana. W przyszłości wszystko jest możliwe i nic nie jest pewne. Przeszłość już się zdarzyła, nic więcej się nie może zdarzyć.

Nie wiesz, jak żyć teraz.

Nie wiesz i się denerwujesz. Moi coachees mówią, ze ich męczę pytaniami, ale męczy ich to, że nie wiedzą. Mnie także męczy moja niewiedza, dlatego robię to, co robię.

Zobaczyłam niedawno zdjęcie jednego z bliskich memu sercu. Mimo, że znamy się już sporo czasu, to patrzyłam na to zdjęcie jakby był mi obcy, a jednak znajomy, obco-znajomy. Zdjęcie brałam sercem, nie umysłem. Z tej perspektywy miałam poczucie jakbyśmy skąd się znali, a ta znajomość była jakaś hen odległa z przeszłego życia. Obserwowałam go uważnie, było to dla mnie nowe doświadczenie – fotografia wzbudzała we mnie sporo emocji, prawie, że się ze mną komunikowała, co najgorsze zostawiła mnie ze znakami zapytania. Obraz utkwił mi w głowie, znaki zapytania także: skąd się znamy? po co się pojawił? Miałam wrażenie, że wrócił po mnie, trochę jakby po tysiącach lat mnie odnalazł. To było zatrważające poczucie. Odnalazł uciekinierkę. Nie udało mi się uciec, skryć, schować, ja już nawet nie pamiętałam, ze uciekłam, ale on jak widmo wrócił i mi to przypomniał. Nie, nie. Nic w przyrodzie nie ginie. Dlaczego uciekłam, skoro nie było w tej relacji krzywdy? Ze strachu. Uciekłam przed miłością do drugiego, ostatecznie miłość do drugiego jest projekcją miłości do samego siebie. Uciekłam przed miłością do siebie, przed sobą samą.

Jedna z moich coachee zdefiniowała cel swojej sesji: chcę prawdziwego, rzetelnego podejścia do siebie, bez cackania, bez pierdolenia, z uważnością, chcę nawiązać kontakt ze sobą.

Tyle w temacie.

Dziękuję wszystkim moim uciekinierkom, które mnie zainspirowały!

Dzisiejszy wpis nabrał kształtu dzięki lekturze Osho, Transformacja przez tantrę, jemu też należy się podziękowanie.

Miłość!

Olgusz

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s