Czym dla Ciebie jest autorytet?
Dla mnie autorytet to osoba spójna, taka której słowa i czyny nie powodują we mnie zawahania, czy oby na pewno nie kręci i jest szczery. Jak dla mnie, z autorytetem konieczna jest relacja emocjonalna – nie widzę możliwości, by ktoś był moim autorytetem czysto intelektualnym. Mam wrażenie, że zbyt często oddajemy się w ręce pozornych – bo wyłącznie umysłowych – autorytetów. Skoro to piszę, odkrywam przed sobą samą tę przypadłość. Odzywała się we nie boska, nieomylna natura umysłu. Bóg-autorytet-ojciec.
O tych autorytetach mówi zresztą Cialdini, specjalista od wywierania wpływu. Podatni jesteśmy bardziej na wpływ ludzi z tytułem, znaczkiem, certyfikatem, konkretnym strojem. Strój elegancki wywoła w nas poczucie, że oto stoi przed nami osoba ważna, którą trzeba szanować. Podobnie jest z mundurami. Co do znaczków (odznaczeń) poświadczają one przynależność do określonej grupy społecznej, członkostwa w jakimś stowarzyszeniu. One także podnoszą naszą rangę. Nie wspomnę o gabinetach lekarzy i innych specjalistów obwieszonych dyplomami i certyfikatami. A co dopiero ich fartuchy!
Namawiam Was do obejrzenia w Internecie experymentu Milgrama. Eksperyment dotyczył posłuszeństwa wobec władzy i siły autorytetu. Ludzie mieli za zadanie czytać kolejne słowa, które powtarzała w sali obok druga osoba, podłączona do prądu. Za każdym razem, gdy osoba podłączona do prądu pomyliła się w powtórzeniu słów – była porażona prądem przez osobę pierwszą, czytającą. Początkowo było ono małe, ale rosło z każdym wykonanym błędem. Czego dowiódł eksperyment? Że siła wyimaginowanego autorytetu lekarza przeprowadzającego eksperyment, jego ubiór, miejsce eksperymentu, podane nieprawdziwe powody eksperymentu (Milgram zmagał się potem z zarzutami, że jego eksperyment był mocno nieetyczny) spowodowały, że ludzie byli mu posłuszni i mimo uświadamiania sobie, że sprawiają drugiemu człowiekowi ból i krzywdę – kontynuowali eksperyment bo tak kazano.
Wrócę jednak do swojego poglądu na autorytety: autorytet to osoba spójna, z którą mam relację emocjonalną. Jeśli ludzie nie dają mi do siebie dostępu emocjonalnego i nie są otwarci na emocje moje trudno o nawiązanie głębokiej relacji, która buduje zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. Preferuję osoby ludzkie, z zaletami i wadami, z problemami, wzlotami i upadkami- bo te są najprawdziwsze, najbardziej ziemskie i autentyczne. Jestem podejrzliwa wobec tych, którzy się zbyt często i zbyt płytko śmieją, to samo dotyczy tych, którzy oferują mi niezawodne porady i rzekome mądrości i oczywistości świata, nie wspomnę o przypadkach, gdy ktoś mówi mu, że całe jego życie jest idealne, wspaniałe, bezproblemowe i cacy.
Moim autorytetem jest każdy i nie jest nim nikt. Moje autorytety są wszędzie i nie ma ich wcale. Do czego zmierzam? Że z każdej napotkanej osoby nauczyłam się czerpać mądrość, którą mi oferuje- często w ogóle nieświadoma, że to robi. Tę mądrość czerpię z każdego spotkania, może to być czyjeś niewinne słowo, opowieść, gest, zachowanie. O ile wracam do domu i tkwi mi w pamięci któreś z wymienionych (słowo, gest, zachowanie, spostrzeżenie, interpretacja zachowania/słów), wiem, że oto kolejna osoba dała mi lekcję do odrobienia. W tym sensie moje autorytety są wszędzie.
Mam swoje autorytety tymczasowe, periodyczne, cykliczne, regularne i permanentne.
Równocześnie, przez to, że niejako sama sobie wybieram, intuicyjnie czując, jaką lekcję dostaję i co z nią zrobię, a przede wszystkim – sama odrabiam tę lekcję (co mnie buduje, wzmacnia, daje poczucie siły i samodzielności) – jestem sobie tym autorytetem sama.
Fakt, że mam tyle autorytetów napawa mnie wdzięcznością i radością. Fakt, że de facto mimo bycia pod wpływem autorytetów nadal pozostaję samodzielna powoduje, ze czuję się silna.
Prawdziwy autorytet okazuje wiarę w czyjąś samodzielność. W idealnej wersji jest to osoba, która rozwija w Tobie umiejętność samodzielnego myślenia, tj. pyta Cię i szuka odpowiedzi w Tobie, a nie daje Ci gotowe, swoje, sprawdzone w jakiejś innej czasoprzestrzeni odpowiedzi. Skupiając się na Tobie i Twojej historii jak na czymś jednostkowym autorytet pokazuje Ci szacunek i świadomość indywidualności, jaką stanowisz.
Miałam wczoraj lekkie spięcie z jednym ze swoich ważniejszych autorytetów. Właśnie o autorytety się rozeszło. Mój autorytet stwierdził, że powinnam mieć jakiś autorytet, oparcie uziemienie. Zdziwiło mnie to, bo jak napisałam wyżej – czuję się dla siebie silnym wsparciem, nie wspomnę o tym, że nie zauważa, że sam jest dla mnie autorytetem. Gdy w odpowiedzi usłyszał, że w ciągu ostatnich dwóch lat przeszłam drogę z silnej potrzeby posiadania autorytetu, po kompletne zanegowanie ich istnienia, będąc teraz naprawdę szczęśliwa w umocowaniu autorytetu w sobie, zastygł i taktownie wyraził dezaprobatę. Mimo, że mój umysł wiedział, że sprzedano mi cudzą receptę, zabolała mnie ona, gdyż wskazywała – w moim odczuciu – że nadal jestem nieskończona, niekompletna, niewystarczająca, niesilna a mówiąc już dosadnie: gówniana. Paradoksalnie sytuacja ta pokazała, że istnieje nadal część mnie mocno umocowana w przeświadczeniu o autorytecie umysłu, że jest we mnie nadal poczucie braku wsparcia. W przeciwnym razie cudze słowa nie mogłyby mnie zaboleć.
Odkryłam jeszcze jeden wątek związany z autorytetem. Autorytet nie powinien deprecjonować swojego ucznia. Podkopując i krytykując, nie zauważając postępów, podkopuje swoją własną autorytetową pozycję, nie buduje relacji.
Z drugiej strony zauważam drugą stronę medalu – przecież nikt nie jest w stanie mnie/Cię zdeprecjonować, jeśli sam w sobie czujesz się wartościowy. W tym sensie słowa autorytetu powinny spłynąć po mnie jak po kaczce. Ale czy wtedy pozycja autorytetu ma rację bytu?
Zerknęłam na temat z jeszcze jednej strony, ze strony autorytetu. Poczułam, że autorytet czuje się zagrożony, gdy traci swoich podopiecznych (jak tatuś i/lub mamusia gdy wyfruwamy z rodzinnego domu i idziemy w dorosłość). Boi się, że straci posłuch, uwagę, uznanie, że w esencji straci miłość. Dla autorytetu jego uczniowie- jego dzieci stanowią – według umysłu- o poczuciu wartości, bo tam pojawia się pytanie- jeśli inni są samowystarczalni/samodzielni czy ja nadal będę potrzebny/ potrzebna?
Mówiąc dosadnie: te sprawy z autorytetami są sprawą umysłu, a w sercowej esencji- chodzi o poczucie własnej wartości i miłości do samego siebie.
Jeszcze jedna – krzepiąca – informacja dla mojego autorytetu. Skoro twierdzę, że autorytet opiera się na relacji emocjonalnej, a tę bezustannie do swojego autorytetu czuję, czuję, że szkoda życia, zdrowia i pięknych chwil, by autorytet – mówiąc z czułością – świrował i czuł się niepotrzebny lub zagrożony.