Czym jest dla Ciebie uroda? Ja, zastanawiając się nad tym pytaniem, znalazłam kilka definicji.
Uroda może wiązać się z pewną przystawalnością do kanonów piękna. Taka uroda jest jak miarka krawiecka, bezwzględna w ocenie. Ten rodzaj urody jest dla mnie umysłową urodą, podlegającą miarom, wagom, centymetrom, długościom, wąskościom (bo nie szerokościom) i tak dalej..
Kiedyś mój znajomy fotograf wysłał moje zdjęcia na konkurs, w którym nagrodą było zdjęcie w kalendarzu. Jak dziś pamiętam swoją traumę, gdy wchodząc na etap końcowy dostałam formularz do wypełnienia, a w nim pytanie o wymiary. Nigdy wcześniej te liczby mnie nie interesowały, chyba nawet nie byłam świadoma ich istnienia. Zadzwoniłam do fotografa i zapytałam, co mam wpisać, co było niezłą parodią znajomości swojej własnej wymiarowości. Dlaczego trauma? Bo potem się zmierzyłam, jeszcze później poczytałam o ideałach i wiadomo – żadnego kalendarza z moim zdjęciem nie było, co na tamten moment mocno godziło w moje poczucie własnej wartości.
Jest też uroda słowna. Przez taką rozumiem zbiór słów, którymi opisują nas inni ludzie. Mężczyźni mówią mi, na przykład, że jestem zajebista, wykształcona i zgrabna, kobiety powiedzą, że jestem piękna, mądra i że schudłam (temat słów, jakie używają mężczyźni a jakie kobiety, by wyrazić mniej więcej to samo jest oddzielnym tematem rzeką). Uroda słowna mieszka w głowie, jest rzeczą ego, i karmi się różnorodnymi epitetami ze świata zewnętrznego. Część osób potrafi się nią nieźle wyżywić, inni, wiedzą, że na nic one, gdy sami ze sobą się nie czują tak, jak rzekomo widzą ich postronni. Gdy moi coachee opowiadają mi, jak ich widzą inni, pytam się ich co z tego, skoro siedzisz na wprost mnie i nawet w połowie się tak nie czujesz jak jesteś postrzegany?
Jest wreszcie uroda C, przez którą rozumiem subiektywny stan, pewne poczucie, które w sobie nosimy. Składa się nań zestaw myślo-uczuć, które o sobie i względem siebie mamy. Przychodzą mi tu na myśl dwa przypadki. W pierwszym powołam się na piękne szczupłe dziewczyny, które mimo swojej urody i ilości otrzymywanych komplementów nadal czują się brzydkie. Nazywam to piękno na wierzchu i brzydota w środku – widać co innego niż czuć, czuć co innego niż widać. I odwrotna sytuacja, wyobraźcie sobie dojrzałą, pomarszczoną kobietę, nieraz spotykamy takie i mówimy ale jest piękna. To o co chodzi? Czym jest uroda?
Wychodzi mi na to, że uroda może być czymś zewnętrznym i namacalnym, umysłowym i rzeczą ego. Ale uroda może też być czymś wewnętrznym i niematerialnym, poczuciem.
Dla mnie osobiście bardziej wiarygodna jest miara czucia – co nie znaczy, że przymioty umysłu dyskwalifikuję. Uroda to wewnętrzny blask, bycie wypełnionym światłem, miłością, dobrymi uczuciami, pełnym dobrych myśli. Uroda jest czymś spontanicznym, niewymuszonym, niewymierzonym, przychodzącym z łatwością i bez trudu (a nie w trudach reżimów).
Na moją definicję urody składa się poczucie, że jestem kochana, szanowana, doceniona, jestem zauważana, wysłuchana, znaczę, jestem ważna, mogę, mam siłę, dam radę, mam możliwości i wybór, jestem wolna.
Tytuł tego posta jest przewrotny, złość piękności szkodzi, ale gdy się głębiej nad tym zastanowiłam – jest w nim głęboka prawda. Jakiekolwiek złe emocje (a to nasz układ nerwowy, część nas i to nie byle jaka!) wpływają na całokształt naszego jestestwa – na nasze zdrowie, organy, na nasz wygląd, na ilość naszych sił.
Obserwując siebie, czuję, że złość jest kluczowym uczuciem, które szkodzi mojemu zdrowiu i mojej urodzie, choć nie jedynym. U kolejnych osób zauważam ją wytłumioną i nieuświadomioną, noszoną w ciele i pobolewającą w różnych partiach ciała. Mężczyźni są jacyś mało waleczni i męscy, kobiety jakoś ultrakobieco spolegliwe i pokrzywdzone. Wszystkim nam brak siły, pewności, mocy, odwagi. Każdy jest w większym lub większym lęku, by tę złość wyrazić.
Nic w tym dziwnego. Nasi rodzice i kultura, w jakiej żyjemy uczy nas, że złość jest zła. Uczy się nas, by nie wyrażać negatywnych emocji, zachować tzw. rozwagę i trzeźwość umysłu. Złe emocje są niedobre. Wyrażanie gniewu jest nieładne, niegrzeczne, niekulturalne, nie wypada, znacie to?
Wyrażanie złości mamy zblokowane od dzieciństwa, kiedy to wyrażenie sprzeciwu rodzicom było symbolicznie kwestią życia lub śmierci. No jak, rodzicom? Mamie? Naszej dawczyni życia? Ojcu, naszemu pierwszemu bogu? Nie wyrażaliśmy złości, bo baliśmy się konsekwencji, reakcji i oceny rodziców. Baliśmy się utraty MIŁOŚCI. Dziś, ciała mamy starsze, ale w środku działa nadal ten sam dziecięcy mechanizm. Nie wyrażasz złości, bo to nieeleganckie i nieprofesjonalne, bo boisz się, że jeszcze większą złością (być może miażdżącą) zareagują inni.
Efekt jest tego taki, że często chorujesz, miewasz choroby gardła, krtani, tarczycy, albo masz problem z wagą – zajadasz emocje, zapychając usta jedzeniem, by nie czuć, że pod tą złością jest sporo smutku. Złość gromadzi nam się w klatce piersiowej w postaci napięć mięśni szyi, pleców, ramion. Zauważ, to co nie jest wypowiedziane, nie znaczy, że nie istnieje. Istnieje! Nie żyjemy w próżni, energia krąży. Jeśli złości nie wyrazisz, pozostaje ona z Tobą w ciele, czasami w postaci objawów lub chorób, albo chodzisz po świecie mówiąc, ze ktoś Cię irytuje, wkurza, drażni itd. Brak szybkiej reakcji na uczucie złości naraża Cię na godziny, dni i lata noszenia jej w sobie i permanentnego doświadczania, nazwijmy to, złośliwości losu.
Inny efekt niewyrażenia złości jest taki, że niewyrażenie złości tłumi zakres naszych możliwości emocjonalnych w ogóle. Im pełniej żyjesz, tym większym masz dostęp do wszystkich emocji. Z emocjami jest jak z wahadłem – nie doświadczysz prawdziwej radości jeśli nie doświadczysz i nie pozbędziesz się autentycznej złości.
Sęk w tym, by złość uwalniać higienicznie i bez szkody dla innych. Namawiałam Was już do uderzania rakietą w materac i kopanie nogami w materac w pozycji leżącej ;-). Ale złość to też krzyk i wrzask, a może przede wszystkim. Znajdźcie swoje miejsce, gdzie możecie sobie na pełną głośność pozwolić i dajcie się ponieść, koniecznie! Mi pomaga w tym dobra głośna muzyka (dobry bass <3) i machanie ciałem wedle uznania :):):). Zamieszczam inspiracyjnie i rozluźniająco nowo odkryty sposób na złość.
Co ma złość do piękności? To, ze mając złość, nie mamy w sobie dobrych emocji, to tak jakby nasz kanał pozytywnej energii był mniej lub bardziej zapchany.
Złość jest emocja wtórną, oznacza to to, że łatwiej się nam złościć niż poczuć pra przyczynę naszego stanu, to znaczy, jaką emocję nam ta złość zastępuje? Z własnego doświadczenia wiem, że pod złością jest najczęściej smutek związany z poczuciem własnej wartości. Oczywiście możemy mówić, że złościmy się na innych, że to ktoś wywołał w nas złość, i zwalać winę w lewo i prawo, ale to NASZA złość i my jesteśmy panami jej losu. Biorąc ją w swoje ręce i przyjmując rolę odpowiedzialną, a nie ofiary, skończymy ze złością na siebie i dotkniętym do żywego poczuciem własnej wartości.
A gdy już dotkniesz do żywego, poczujesz siebie i dowiesz się, kim naprawdę jesteś.
WITH LOVE
OLGUSZKA