Life Coaching

Być Amy Winehouse

Piękna i paskudna, wielka gwiazda i biedny puch marny, niezwykła siła i taka sama bezsilność. Taka była Amy, pełna sprzeczności i skrajności. Specjaliści szufladkują ją w kategorii borderline. Myślę, że każdy z nas w większym stopniu do niej należy. Czego możemy uczyć się od Amy?

Był lipiec 2011, podróżowałam akurat z Gdańska do Wrocławia, a dziesięciogodzinną podróż umilała mi lektura sierpniowego Zwierciadła. Ostatnim rzutem dodano wówczas do wydania artykuł o śmierci Amy. Nie wiedziałam w tamtym czasie o niej dużo, kojarzyłam ze dwie-trzy piosenki, które nie robiły na mnie specjalnego wrażenia. W sierpniu 2011 odnotowałam jej śmierci jako historyczny fakt kulturalny, w końcu postrzegano ją jako wielkość.

Jest sierpień cztery lata później, przypadkowo dwójka znajomych namówiła mnie, by obejrzeć film o Amy. Zrobił on na mnie niesamowite wrażenie i był bodźcem do refleksji.

Dokument to patchwork skrawków filmików nagrywanych przez Amy i jej najbliższych. Stąd, jest on autentyczny i jest w nim mocny powiew emocjonalnego krajobrazu jej życia. Nie ma przekłamań, narzuconych stronniczych interpretacji. Jestem pod wielkim wrażeniem, że producentom udało się zebrać tyle materiału i że połączono go tak spójnie w piękną, bolesną historię.

Przechodząc do sedna, czego możemy się uczyć od Amy?

Po pierwsze tego, by być autentycznym i prawdziwym do końca. Kto obejrzał lub ma zamiar obejrzeć ten film, zwróćcie uwagę, ona nigdy nie oglądała się na to, co powiedzą i pomyślą inni. Świadczy o tym chociażby koncert-porażka, na którym nie zaśpiewała. Porażka? A może sukces. Dla mnie mimo, że była pod wpływem alkoholu, była stuprocentową sobą: bezsilną (tym upojeniem to pokazała), w pułapce presji z zewnątrz, w nieszczęśliwej miłości i pewnie jeszcze pod wpływem wielu innych uczuć, o których trudno nam jest mieć pojęcie. Amy miała odwagę wyjść na scenę taka, jaka była, obnażając swoje największe słabości. Wybrała wierność sobie, nie uległa przymusom zewnętrznym, by śpiewać to, czego nie chciała.

Druga rzecz, bezpośrednio związana z pierwszą, to właśnie wierność sobie. Ów koncert-porażka, był trasą koncertową, mającą promować kolejną płytę Amy. Gdy okazało się, że organizatorzy wolą, by zagrała stary repertuar (sławną, na tamten moment już cierpieniogenną płytę Back to Black), Amy sprzeciwiła się. Nie płynęła z niej energia tej płyty, a może nawet nie płynęła z niej już żadna energia twórczego działania, w końcu wymuszono na niej siłą ten koncert. Trudno jest wykonywać cokolwiek, gdy nie ma się na to wewnętrznej zgody i przekonania o słuszności. Z niewolnika nie ma pracownika.

Kolejną rzeczą, którą możemy wziąć od Amy jest pokora. Ta, szczególnie widoczna była w tekstach, które pisała sama. Były one w pełni jej własnymi. – Nie mówię o tym, czego nie przeżyłam – mawiała. W tej kwestii zgadzam się z nią stuprocentowo. Trudno być autentycznym (i kompetentnym) w czymś, czego samemu się nie doświadczyło. Myślę także, że jeśli się z kolei takim nie jest, trudno odnieść sukces. Błędne koło. Była autentyczna, więc odniosła sukces. Odniosła sukces, więc musiała wyrzec się części siebie. Wsłuchajcie się w jej teksty. Z tą minimalną świadomością jej historii, którą nabyłam po filmie, angażują one bardziej.

Jeszcze jedna rzecz, która paruje (jak para wodna) z filmu, myślę, że nie można jej pominąć. W filmie pełno jest mężczyzn: Amy zespół, jej menadżerowie, jej toksyczny partner i ojciec. Sądzę, że od tego ostatniego wszystko się zaczęło. Moją uwagę zwróciło to, że gdy zaczęły się problemy uzależnieniowe Amy, autorytetem podejmującym decyzję, by nie podjąć terapii był jej ojciec. Ona śpiewa o tym w piosence! Tu mam mocny zgrzyt: Amy śpiewa światu o problemie, świat ją kocha za jej post problemową twórczość, dziewczyna zdobywa dzięki niej sławę aż w końcu pada martwa. W filmie obserwowałam ojca Amy, prawie niewidocznego, a jednak tak znaczącego. Dociskał ją kolejnymi trasami koncertowymi, zapraszał paparazzi, nie wiadomo w końcu czy zarzuty molestowania były tylko pomówieniami. Wzburzam się intensywnie, że nikt nic z tym panem nie zrobił. Pomijając jednak swoje własne emocje w tym temacie, chcę podkreślić: nasi rodzice mają znaczący wpływ na nasze życie. A roli mężczyzn (począwszy od roli tego pierwszego mężczyzny, ojca) nie sposób ocenić.

Wszyscy jesteśmy skrajni, mamy swoje dwa oblicza, ciemne i jasne. Rzadko kiedy mamy odwagę je oba w pełni pokazać. Każdy z nas zmaga się z właściwymi sobie demonicznymi siłami z zewnątrz i z przeszłości. Każdy wpływa na ludzi i jest pod ich wpływem. Jestem przekonana, że Amy wpłynęła na niejedno życie. Świadczy o tym to, że o niej piszę. Namawiam Was na ten film jako mini ćwiczenie coachingowe. Poszukajcie tam swoich lekcji.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s