Life Coaching

SYNDROM SZTOKHOLMSKI (2)

Syndrom Sztokholmskim, odcinek drugi

Na nowo zastanowiła mnie sytuacja duetu Sztokholmskiego. Jaki może być powód, dla którego ofiara (vel poszkodowany, zraniony, skrzywdzony) okazuje tyle sympatii i solidarności (za pomocą jednej ze strategii: tłumaczenia, usprawiedliwiania, współodczuwania) ze swoim katem (oprawcą/krzywdzicielem)?

Część ‘eksploracji’ już w tym polu wykonałam rok temu – por. https://stacjacoaching.pl/2016/07/28/syndrom-sztokholmski/

https://stacjacoaching.pl/2016/04/28/duet-dramatyczny/

Wszystko to, co tam napisałam to prawda, i jednocześnie jedna z wielu prawd, jej odsłon. Pora na kolejne.

Jeśli zaufamy, że nasze każde działanie lub brak działania (odpowiedzenie na coś/kogoś, wzięcie odpowiedzialności lub nie) wyraża istniejąca w nas potrzebę dbania o swoje przetrwanie, dążenie do swojej przyjemności, skupienie się na swoim zysku, na swojej korzyści, dbanie o swój interes, to każde (nie)działanie czemuś służy (jest po coś) i przed czymś także nas chroni (chroni nasze życie, zapewnia przetrwanie).

Dlaczego więc ofiara vel zraniony, poszkodowany, skrzywdzony, oszukany, zmanipulowany (itp…)  tłumaczy/usprawiedliwia sprawcę, a upraszczając to jeszcze bardziej: dlaczego ofiara skupia się na sprawcy (szeroko rozumiejąc skupienie się na kimś: poprzez mówienie o nim, poprzez szukanie powodów jego zachowań, poprzez krytykowanie go, lub poprzez współodczuwanie)?

Po pierwsze, ofiara faktycznie ma interes w skupianiu się na sprawcy (czy to poprzez solidaryzowanie się, czy tłumaczenie go, czy poprzez krytykowanie go). Dopóty ofiara skupia się na sprawcy, nie skupia się ona na sobie i tym, co sama w związku z relacją ze sprawcą czuje (czy czuje się zraniona, skrzywdzona, oszukana, zmanipulowana itp.). Skupienie się na sprawcy oszczędza ofierze tym samym skupienia się na jej trudnych i bolesnych uczuciach własnych. Zmiana punktu skupienia z tego, co czuje ofiara (skupienie na sobie, na tym, co wewnątrz mnie na obiekt zewnętrzny vel krzywdziciela) chroni ofiarę vel pokrzywdzonego/skrzywdzonego/zranionego przed doświadczeniem zranienia i krzywdy, przed przeżyciem bólu, przed przyznaniem się do swojej własnej wrażliwości, delikatności i podatności na zranienie.

Widać pozorny-niepozorny zysk ofiary? Symboliczne i pozorne ‘robienie sobie dobrze’ i ‘podtrzymywanie siebie przy życiu’  poprzez unikanie skonfrontowania się ze swoimi autentycznymi uczuciami, które osoba i zachowania sprawcy w ofierze wywołały. Ofiara, dopóki koncentruje się w jakikolwiek sposób na sprawcy, chroni siebie przed odczuciem własnego bólu, własnego poczucia biedy, cierpienia, nieszczęścia, a w ten sposób symbolicznie chroni się przed doświadczeniem na poziomie emocjonalnym swojej śmierci.

Przekładając to na praktyczne sytuacje z życia codziennego:

Moja korzyść jako ofiary/pokrzywdzonej z robienia jednego z poniższych: tłumaczenia, usprawiedliwiania, krytykowania, analizowania kata (zachowania, które w skrócie nazywam koncentracją na krzywdzicielu) to niekontaktowanie się ze swoim poczuciem krzywdy/zranienia, to unikanie przyznania się do swojej podatności na zranienie. Wówczas nie czuję się źle, nieprzyjemnie, słabo, biednie, nieszczęśliwie itp. Wówczas zachowuję poczucie, że żyję  (być może złudzenie, że pewna część mnie nie umarła).

Po drugie, zastanowiła mnie na nowo kwestia miłości ofiary do kata, o której pisałam wcześniej. Bardzo możliwe, że pomyliłam ją w pierwotnym tekście z jednym z dwóch uczuć: z litością (miłość z litości) i miłosierdziem (miłość miłosierna). Pomyliłam i nie pomyliłam, bo to także formy miłości, jednak doprecyzowanie rodzaju miłości robi kardynalną różnicę.

Może więc być zatem tak, że ofiara, skupiając się na kacie (czy to w sposób życzliwy czy krytyczny) wyraża swoją postawą litość. W postawie pełnej litości tkwi jednak nadal pewna strategia ochrony. Litość jest uczuciem pojawiającym się, gdy z poczuciem wyższości oceniamy kogoś/czyjeś zachowanie (łaskawie naszemu krzywdzicielowi  coś wybaczamy, dobrodusznie akceptujemy lub odpuszczamy). Nie ma wówczas w tej relacji partnerstwa. Ofiara czuje litość do kata czyli stawia się wyżej od niego (nie jest mu równa) tak, jakby wewnętrznie mówiła łaskawie Cię kocham, łaskawie Ci wybaczam wbrew i pomimo tego, jak jesteś zły/a, beznadziejny/a, mimo tego, jak jesteś głupi/a, jak się niedobrze zachowujesz itp.). Ergo, litość (wywyższenie się) ofiary wyraża złudzenie, że ktoś (w tej sytuacji ofiara/pokrzywdzony) jest silniejszy, stoi wyżej, ma więcej władzy, kontroli, że jest lepszy, że może wpłynąć/posiąść/zawłaszczyć drugą osobę swoim poczuciem krzywdy. Ofiara może też mieć złudne wrażenie, że to w jej rękach jest rozdawanie kart, szczególnie tej o nazwie wybaczenie vel ‘rozgrzeszenie’. Zapomina w tym, że pielęgnując w sobie urazę do tzw. krzywdziciela i nie chcąc mu wewnętrznie wybaczyć, po pierwsze złorzeczy drugiej osobie, po drugie złorzeczy również sobie samej, mści się na samej sobie, kultywując w swoim ‘wewnętrznym ogródku emocjonalnym’ urazę, krzywdę i negatywne uczucia. Z takimi ‘chwastami’ w sercu, ofiara nie pozwala ani swojemu oprawcy ani sobie samej/samemu na nowe życie, na radość, na szczęście i wolność.

Miłosierdzie natomiast jest czymś innym od litości. Postawa miłosierna wyraża wewnętrzny stan: wiem, że jesteś tylko i aż człowiekiem tak, jak ja; jesteśmy sobie równi, mamy takie samo prawo do błędu, do pomyłki; każdy może pomylić się, zrobić źle, zrobić świadomie/nieświadomie drugiej osobie krzywdę; błąd jest błędem, każdy popełnia swój błąd,; błędem jest  to, co jest błędem w subiektywnej ocenie błądziciela (vel błędziciela), w związku z tym błędów nie wartościuje się jako mniejsze i większe, z błędem trzeba po prostu i aż pogodzić się. Na błąd trzeba znaleźć w sobie zgodę. A zanim to nastąpi trzeba przyznać się: myliłem/am się, zrobiłem/a źle.

Jest jeszcze jedna ważna kwestia, jaką jest w perspektywie długofalowej nieopłacalność tkwienia w krzywdzie, żalu, urazie i trzymania tym uczuciem na uwięzi siebie i swojego oprawcę. Mimowolnie, gdy jesteśmy w relacji z innymi, zapominamy o obustronnej wolności i wpadamy w złudne uczucie, że ktoś zawsze będzie zachowywał się tak, jak my tego oczekujemy. Chcemy bezpieczeństwa, poczucia pewności, niezmienności, zapominając, że w nurt życia nieodłącznie wpisane jest przemijanie. Swoimi oczekiwaniami chcemy niejako ograniczyć czyjąś wolność i posiąść kogoś na własność.

Żywiona uraza i obwinianie, niewybaczenie, łączy obie strony duetu dramatycznego obciążającą więzią tak, że ogranicza ona wolność i dalszą żywotność każdej ze stron (póki obwiniam, nie daję drugiej osobie prawa do wolności, do tego, co jest dla tej osoby, w jej odczuciu, szczęściem, nie zgadzam się na czyjeś wybory, na czyjś los, ostatecznie wyrażam tym postawę ‘nie szanuję Ciebie i Twojej wolności’; tym samym nie daję sobie samemu/samej wolności, nie pozwalam sobie samemu/samej na swoje szczęście, nie biorę odpowiedzialności za swoje wybory, nie godzę się na swój los (w który wpisane jest doświadczanie bólu i szczęścia, naprzemiennie, jak wypadnie), nie szanuję siebie, swojego stanu zdrowia, stanu psychicznego, nie ufam siłom wyższym, które zarządzają całym moim życiem.

Za wszystkich bohaterów duetu Sztokholmskiego trzymam kciuki tak, by mogli w końcu pojednać się w zgodzie, autentycznej wolnej miłości i prawdziwym, świętym spokoju.

Jedna myśl na temat “SYNDROM SZTOKHOLMSKI (2)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s