– Ale beczę. Poczułam rozwiązania: on jest śmiercią, ja życiem. To sobie wzajemnie reprezentujemy. Jego porażka, jaką jest śmierć, daje mi możliwość odniesienia mojego sukcesu, życia. Straszne. Dostałam od niego swoje życie kosztem jego śmierci. Jego śmierć uśmierca moją przeszłość, jak ona się ostatecznie uśmierci, będę mogła wreszcie zacząć żyć. Tylko jakie to smutne! Śmierć choć jest nierozerwalna z życiem, to jest nieodwracalna. Życia nic nie wróci. I choć noszę w sobie z miłości jego grób, to go nie ożywię, nie zwrócę mu życia.
– Masz rację, mocne hasła.
– Czego bym nie robiła, nie zwrócę życia. Śmierć jest obrzydliwie nieodwracalna.
– Strasznie smutne.
– To już wiem, że mam w sobie grób i jestem w żałobie, przynajmniej tyle. Ta żałoba trwa i trwa, bo ten grób noszę w sobie z nadzieją, że go ożywię. Nie mam mocy odratowania, odrówcenia nieodwracalnego. Ależ to smutne, nie mam na to zgody.
– Wielka żałoba. Nosisz grób, ale poczułaś, że i tak nie ożywisz.
– Okrutnie smutne. I wszystko tu jest. I dar od faceta, największy, jaki można dostać, życie. Jest wdzięczność za to. Jest ta wpędzająca w poczucie winy myśl, że mój sukces i moje życie odbywa się czyimś kosztem. Jest też ambitne porywanie się z motyką, bo próbuję ratować trupa.
– Wiem, smutek śmierci. Dlatego to wszystko takie trudne, bo poruszasz sie wokół życia i śmierci.
– Jestem w miłości. A miłość jest w śmierci. Wcale nie mam chęci żyć. Z drugiej strony czuję, że jeśli nie będę żyła, nie uszanuję daru.
– To jak go uszanujesz?
– No muszę żyć, ale narazie nie chcę.
– Bardzo smutne.
– No w ch**.
– Musisz poczuć życie.
– Obecnie nie mogę przestać płakać.
– To płacz dalej i poczuj, że to życie płacze.
– Jak życie płacze? A śmierć nie może? Czy dlatego on nigdy nie płacze?
– Śmierć już nie ma duszy, więc nie może płakać.
– Jak, do cholery, nie ma duszy??? To kim on jest?
– Kimś kto jeszcze nie wie, że nie żyje. Nie dopuszcza tej myśli z lęku. Ty musisz poczuć życie, on poczuć śmierć, swoją śmierć.
– Wiesz co, ja też nie dopuszczam tej myśli, że on nie żyje. Jego śmierć jest moją własną.
– Życie płacze także za śmierć – żyjący opłakują zmarłych, bo oni sami nie mogą. Czyjaś śmierć to oczywiście nasza strata. Następuje śmierć czegoś w nas samych.
– Straszne to.
– Wiem.
– To dlatego nie ma z nim kontaktu? Dlatego ten kontakt jest tak trudny? Bo nie można skontaktować się ze śmiercią?
– Pasuje, wszystko się zgadza.
– O Boże. Tak, bardzo się zgadza. O Boże.
– Nie ma innego wyjścia niż wypłakać tę żałobę. Życie musi poczuć, że żyje, a śmierć, że została opłakana.
– Po kij śmierci mój płacz?
– Żeby zaznała spokoju.
– To on w swej śmierci nie ma spokoju? A ja mam być wieczną wszechświata płaczką?
– Nie ma spokoju, bo musi pogodzić sie ze swoją śmiercią. Ty też nie masz tego spokoju. Płaczesz, bo godzisz się z jego śmiercią.
– Nie kumam. Póki ja płaczę nad nim, to on nie zapłacze nad sobą, bo nie poczuje?
– Tak. Śmierć nie czuje, tylko życie czuje, więc czuj za śmierć. Czuj smutek, czuj że jest śmierć, to wtedy ona zazna spokój, bo zobaczy że nie czuje, że nie żyje. Pogodzi się ze śmiercią.
– Żywy trup. To jest prze- smutne.
– Zombie. Tak, bardzo. Spróbuj odpocząć po tym płaczu, bo będziesz wyczerpana i sama bez życia.
– Kocham śmierć. To dopiero odkrycie. Kocham śmierć, więc mam w sobie i dookoła siebie śmierć. Jest jakaś nazwa na fanatyka śmierci? Wypocznę, spokojnie. Emocje są do przeżycia, za nimi czeka na mnie to podarowane życie.
– Wiem Herkulesko.
– Sresko, nie Herkulesko, pa.